fot. źródło /net - unkyls.blogspot.com/
Dzień Piąty:
# 1 - kolega wybiera w podróż. Nie byle jaką - bo przedślubną i nie byle gdzie
bo na wyspy kanaryjskie. Przy okazji dywagacji nad wyższością Lanzarote
nad Fuerteventurą (tudzież odwrotnie) zdemaskowałam się, że od czasu
rozpadu Czechosłowacji nie przekraczałam ojczystej granicy. Nie to, żeby fakt rozpadu sąsiedniego
państwa wpłynął znacząco na moją psychikę tudzież podróżnicze plany. Po prostu. Tak się złożyło. Albo nie złożyło. Jak kto
woli. Przechodząc jednak do meritum - jest pozytyw? Jest i to zdecydowany! Uświadomiłam sobie, ileż
to nieprzeżytych wrażeń ciągle jeszcze przede mną! Ile cudownych miejsc czeka
na odkrycie! Oby tylko znowu nie zakończyło się jakimś politycznym rozłamem...;)
#2 - temat przeciągnięty w czasie i ciążący niczym wrzód na czterech literach nieoczekiwanie znalazł swój szczęśliwy finał. Dodatkowym pozytywem okazał się fakt, że bez chwili wahania z propozycją pomocy przybył ktoś, kogo bym aż o takie pokłady empatii i zaangażowania nie podejrzewała. Widać poziom mojej wiary w ludzi pozostawia trochę do życzenia (kolejny obszar do zagospodarowania;). Na tą chwilę wiem jedno: CUDOWNIE jest tak mile się zaskoczyć!:)
#3 - spiżarniane zapasy rosną z dnia na dzień. Niemal wprost proporcjonalnie do składu pustych słoików, które trafiają pod moje "pracowe" biurko po spożyciu przytaszczonego z domu "lunchu". Pozytyw - że rosną w spiżarni;)
#4 - gaz się skończył. Nie to, że kurek sąsiedzi zza wschodniej granicy przykręcili tylko zwyczajnie w butli się skończył. Obiad ugotowany połowicznie. Herbatki brak. Prywatny MacGyver przystąpił do akcji! Spieniacz do mleka w ekspresie okazał się być idealny do uzyskania hot water a wielofunkcyjny robot kuchenny został zaadoptowany do potrzeb "dochodzącego" ryżu. Sytuacja opanowana:)
#2 - temat przeciągnięty w czasie i ciążący niczym wrzód na czterech literach nieoczekiwanie znalazł swój szczęśliwy finał. Dodatkowym pozytywem okazał się fakt, że bez chwili wahania z propozycją pomocy przybył ktoś, kogo bym aż o takie pokłady empatii i zaangażowania nie podejrzewała. Widać poziom mojej wiary w ludzi pozostawia trochę do życzenia (kolejny obszar do zagospodarowania;). Na tą chwilę wiem jedno: CUDOWNIE jest tak mile się zaskoczyć!:)
#3 - spiżarniane zapasy rosną z dnia na dzień. Niemal wprost proporcjonalnie do składu pustych słoików, które trafiają pod moje "pracowe" biurko po spożyciu przytaszczonego z domu "lunchu". Pozytyw - że rosną w spiżarni;)
#4 - gaz się skończył. Nie to, że kurek sąsiedzi zza wschodniej granicy przykręcili tylko zwyczajnie w butli się skończył. Obiad ugotowany połowicznie. Herbatki brak. Prywatny MacGyver przystąpił do akcji! Spieniacz do mleka w ekspresie okazał się być idealny do uzyskania hot water a wielofunkcyjny robot kuchenny został zaadoptowany do potrzeb "dochodzącego" ryżu. Sytuacja opanowana:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz